Szczeciński RWS Dobrodziej, czyli raport z zachodnich rubieży

W ramach wymiany barterowej, obiecałam, że napiszę, jak funkcjonuje nasz szczeciński RWS. No to piszę. Nazywamy się – od nazwiska „naszego rolnika” – RWS Dobrodziej. Czy z takim nazwiskiem nie jest się skazanym na sukces?

„Uwielbiam warzywa od Dobrodziejów” wykrzyknęła wśród liści znajdując… (autorka zdjęcia Joanna Stołowicz)

Zaczęło się wszystko w kwietniu tego roku, znaczy 2014. Dokładnie… (dzięki Ci fejsbuku za dziennik aktywności!) 3 kwietnia. Dostałam od koleżanki zaproszenie na FB do wzięcia udziału w wydarzeniu – spotkaniu „Eko-warzywa bez pośredników w Szczecinie”. Spotkanie rozpoczął Piotr Trzaskowski z RWS Świerże Panki w Warszawie, przedstawiając ideę RWS, a pan Dobrodziej opowiedział o swoim gospodarstwie i ofercie. Zainteresowani zostawili swoje adresy e-mailowe, na które otrzymaliśmy wstępną propozycję dotyczącą zawartości paczek warzywnych w poszczególnych tygodniach – praktycznie na cały sezon. Ostateczne deklaracje przystąpienia do RWS były zbierane do 21 kwietnia, więc tę datę można przyjąć za formalne powstanie grupy – dość licznej, bo jest nas 34 gospodarstwa domowe.

Od tej pory rozpoczęła się intensywna wymiana e-maili pomiędzy uczestnikami za pośrednictwem grupy dyskusyjnej, a najważniejszą kwestią stała się lokalizacja dostaw. Wstępnie było kilka propozycji, ale gdy okazało się, jakie warunki ma spełniać miejsce (dostępne przez większą część dnia, dobra lokalizacja, itd.), liczba ta się zmniejszyła. Pozostały właściwie 2 – jedno w centrum, jedno poza. Po głosowaniu wybraliśmy miejsce w centrum – wegetariańską restaurację. Dostawy niestety trzeba znosić do piwnicy, bo tam się mieści restauracja, za to panuje fajny chłód latem (a trafiły się tego lata mega-upały), co dobre dla warzyw. Skrzynki z warzywami układane są na uboczu sali restauracyjnej, znalazła się tam też waga. Przy każdej dostawie jest również zostawiana lista obecności do podpisu i kartka z zawartością obecnej dostawy – z podziałem na tzw. dużą i małą paczkę. Ustaliliśmy zapisy na dyżury, które po kolei każdy będzie pełnić – godzinę przed zakończeniem dnia odbioru dyżurny ma przyjść do restauracji i posprzątać. Po dyskusjach i pewnych problemach (o których niżej), w pobliżu skrzynek został umieszczony segregator (z długopisem na sznurku J ), w którym znalazły się skrótowe ściągi: 1) co robić będąc dyżurnym; 2) jak prawidłowo odebrać warzywa i niczego nie zapomnieć 😉 (przydatne szczególnie na początku odbiorów oraz dla osób, które czasem odbierały za nas warzywa w zastępstwie – typu: rodzina czy znajomi) ale także plan urlopów, podpisane listy po odbiorach oraz czyste listy obecności na przyszłe odbiory.

Na początku współpracy uczestnicy RWS mieli do wyboru zadeklarowanie się na tzw. dużą lub małą paczkę. Licząc 25 tygodni dostaw (czyli prawie pół roku), warzywa kosztowały odpowiednio 1250 zł i 875 zł (w tym 10% przeznaczane na tzw. „Solidarny Fundusz RWS-owy”). Trudno to przeliczać na koszt jednostkowej paczki (choć można), bo jej zawartość oczywiście różniła się w czasie – była dostosowana do obecnych plonów u pana Dobrodzieja. Dodatkowo na początku sezonu otrzymaliśmy ogólny grafik zawartości paczek, choć w praktyce występowały chwilami dość duże różnice. Ale rozumiemy – to nie fabryka…. Zgodnie z zasadami każdy uczestnik mógł również w czasie sezonu 2 razy zrezygnować z odbioru warzyw (po wcześniejszym zgłoszeniu), a w listopadzie te przerwy były odpowiednio rozliczone ekwiwalentem słoikowym (przetwory warzywne i owocowe). Większość z nas z tej możliwości skorzystała w czasie wakacji.

Od początku działania pojawiły się oczywiście problemy – które niektórzy znosili mniej, a inni bardziej cierpliwie. Nie mogliśmy doliczyć się warzyw – kto przychodził ostatni, zdarzało się, że nie miał kompletu warzyw. Być może wynikało to z braku doświadczenia uczestników grupy, niedostatecznej uwagi przy odbiorach, zdarzało się, że warzywa odbierały za nas osoby trzecie, niektórzy nie potrafili odróżnić niektórych odmian, a warzywa nie zawsze były opisane….. Trwało to kilka tygodni, ale ostatecznie chyba się nauczyliśmy i jakoś „dotarliśmy”.

Nadszedł listopad i dostawy się skończyły…. Dziwnie jakoś, bez cotygodniowej sterty warzyw, które trudno wcisnąć do lodówki oraz bez mętliku w głowie „co by tu ugotować? w jakiej kolejności? jak najlepiej spożytkować?” Na szczęście pojawiła się ciekawa opcja zamawiania zimowych warzyw. Zasady odbioru takie same, ale zamówienia mogą być elastyczne, co tydzień zmieniane, w zależności od indywidualnych potrzeb.

Jak oceniam ten nasz pierwszy sezon? Trochę trudny – w kwestii organizacyjnej, ale warto było, dla efektu końcowego: świetnego produktu. Czasem ciężko się przestawić ze sklepowego nastawienia „klient nasz pan” – tutaj sami musimy się napracować i współpracować. Ale tyle sałaty jak tego sezonu to chyba nigdy nie zjadłam J. A w piwnicy stoją własne kiszonki – ogórki i kapusta – już otwieramy, bo przepyszne wyszły.

Karolina Ertmańska (uczestniczka RWS Dobrodziej)

PS. Wspomniany na początku artykułu barter dotyczył wymiany informacji. Jako pracownik naukowy, postanowiłam o całym RWS-owym ruchu napisać artykuł, który chciałam wzbogacić o badania. Poprosiłam więc Piotra Trzaskowskiego o pomoc w dotarciu do innych grup – w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu. Piotr zaproponował mi więc w rewanżu popełnienie wpisu gościnnego na bloga, co niniejszym z przyjemnością uczyniłam.

Na wiosnę RWS Dobrodziej rozpocznie kolejny sezon. Kto chętny, by dołączyć do grupy w Szczecinie, niech pisze na adres e-mail gospodarstwa: info@dobrodziej.com.pl