RWS w „Kręgu Zdrowej Ziemi”

Od pewnego momentu działanie RWS-u jest gładkie. Niczego nie trzeba zamawiać. Co tydzień przyjeżdżają warzywa, a wszystko jest już z góry opłacone. Ta perspektywa odbiorcy pomija jednak pracochłonny etap przygotowania sezonu, a jeszcze wcześniej żmudny proces docierania do nowych rolników i tłumaczenia czym jest model RWS.

W poniższym tekście Adrianna Augustyniak z RWS-u Dobrzyń nad Wisłą opowiada o tym najwcześniejszym z kroków.

Nie potrafię wskazać idealnego momentu na promocję RWS-ów, a jesień z pewnością nie jest czasem doskonałym. Większość osób jest zmęczona ostatnim sezonem i chyba nie ma ochoty zawracać sobie głowy pracą w przyszłym sezonie. W sumie wcale się nie dziwie, bo każdy potrzebuje chwili oddechu. Uznałam, że z takim podejściem ciężko będzie nawet wskazać właściwą porę roku. Wiosną wszyscy wiedzą co będą robić w polu i ogrodzie , latem nikt nie zaangażuje się w nowy projekt, a zimą jest niewiele okazji, żeby spotkać się i porozmawiać o ciekawych inicjatywach, bo jak mróz przyciśnie to nawet nie chce się wyjść z domu. Trzeba jednak wykorzystywać nadarzające się okazje, nawet wtedy kiedy nie ma się pewności, że robimy coś w najlepszym możliwym momencie, bo może się okazać, że bardzo się myliliśmy.

Dlatego pełna optymizmu i świadoma niesprzyjających warunków postanowiłam wybrać się do Turka, gdzie 20 października odbywało się spotkanie kręgu ZDROWA ZIEMIA, skupiającego ludzi, którym leży na sercu zdrowie Ziemi i Jej mieszkańców. Całe spotkanie było zorganizowane i wspierane przez ProBiotics Polska. Firma popularyzuje i sprzedaje Emy ,czyli naturalne kompozycje pożytecznych mikroorganizmów wykorzystywanych w uprawie i hodowli w celu wyeliminowania sztucznych nawozów i środków ochrony roślin.
Jechałam tam z nastawieniem, że spotkam wiele osób na co dzień zajmujących się rolnictwem, które z racji nowatorskich metod upraw popularyzowanych w trakcie spotkania, będą również otwarte na nowe pomysły.

Już wiadomo, gdzie jest miejsce probitotyków

Nie myliłam się, choć już na początku musiałam zderzyć się z organizacyjną ścianą. Okazało się bowiem, że ludzie z którymi chciałam porozmawiać są na wyciągnięcie ręki. Jednak mnie nikt się nie spodziewał. Organizatorzy nie przekazywali sobie informacji i nie umieścili mnie w programie spotkania. Trochę zła i rozczarowana uznałam, że nie przyjechałam tu dla moderatorów spotkania i szanownych organizatorów dlatego załatwiłam wszystko sama, wcisnęłam się do programu i czekałam, aż będę mogła w ciągu moich wywalczonych 15 minut zaprezentować RWS-y.

Najfajniejsze w takich wyjazdach jest to, że można poszerzyć horyzonty i nauczyć się czegoś nowego. Sama pojechałam tam, by opowiedzieć o czymś w czym uczestniczyłam przez ostatni rok, ale miałam też okazję posłuchać innych osób, opowiadających z pasją o swojej pracy. Wśród nich znaleźli się pszczelarze, którzy uczyli nas budowy ula i specyfiki pracy pszczelarza, rolnicy dzielący się doświadczeniami związanymi z przechowywaniem warzyw w sezonie zimowym oraz hodowcy i producenci opowiadający o tym, jak ważna w ich codziennym życiu jest współpraca z osobami, które wytwarzają dla nich produkty. Miło jest poznać ludzi, mających tak ogromną wiedzę i jednocześnie chęć dzielenia się nią z innymi, szczególnie kiedy jest się wśród osób korzystających z ich doświadczeń.

Po kilku godzinach przysłuchiwania się wystąpieniom innych, okazało się że nadeszła moja kolej. Musiałam wyjść na środek sali, włączyć prezentację i dokonać niemożliwego- opowiedzieć w 15 minut o czymś o czym mogę opowiadać godzinami. Muszę Wam przyznać, że to zadanie okazało się cięższe niż myślałam, bo kwadrans to zdecydowanie za mało, by móc wytłumaczyć osobom, które nie wiedzą o co chodzi, czym tak właściwie jest Rolnictwo Wspierane przez Społeczność. Czułam się jak na intelektualno-oratorskim sprincie widząc trenera ze stoperem, który odliczał czas do obiadu. Jednak już po chwili dostrzegłam zainteresowanie widowni. Przestałam się denerwować, a mówienie zaczęło mi sprawiać przyjemność. A tu, trach! Koniec czasu. Powinniście zobaczyć moje rozczarowanie. Ważniejszy jest obiad…. Samo życie. Jeść też trzeba.

Ten obiad, który był źródłem mojego organizacyjnego rozczarowania, okazał się pewnego rodzaju wynagrodzeniem zabranego mi wcześniej czasu. Dlaczego? Bo nawet go nie zjadłam. Nie miałam nawet wolnej chwili! Podeszło do mnie wiele osób zainteresowanych tematem. Rozdawałam materiały o RWS-ach. Odpowiadałam na masę pytań. Skończyło się dodatkową prelekcją w przerwie obiadowej, która sprawiła, że w ostatecznym rozrachunku mogłam uznać wyjazd za udany.

Po upływie ostatniego tygodnia, uświadomiłam sobie jednak, że to co napisałam we wstępie okazało się prawdą. To chyba nie jest najlepszy moment na takie spotkania, bo mimo dziesiątek ulotek i wielu próśb o kontakt nie dostałam ani jednego maila. Jeżeli już ktoś pisał to zwykle przedstawiciele ProBiotics Polska, z ofertą produktów. Szkoda, bo miałam nadzieję na zasypaną mailami skrzynkę odbiorczą. Staram się jednak spojrzeć na sprawę z dystansu, i zastosować metodę małych kroków. Może któraś z osób znajdzie naszą ulotkę w lutym, albo w marcu i przypomni sobie o RWS-ie, a wtedy już tylko krok do znalezienia grupy odbiorców, z którymi stworzy swój własny.

Adrianna Augustyniak
a.augustyniak@onet.eu

Adrianna Augustyniak – pierwszy sceptyk RWS-u Dobrzyń nad Wisłą-Warszawa Południe, dziś wielka entuzjastka, która nie wstydzi się powiedzieć, że trzeba wiele czasu, żeby przekonać się do tak szalonego pomysłu. Obecnie stara się przekonywać innych niedowiarków, że Rolnictwo Wspierane przez Społeczność to pomysł, w który warto się zaangażować, bo daje wiele radości i satysfakcji. Szczególnie kiedy ma się za sobą pierwszy udany sezon.